Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze to niespełna, co potrzeba. Tego nie dość! Ziemianie upadają na siłach, tak, boć i ich ziemie, z których się królestwo składa, przepadają w niem a toną. Żadna już się, jak dawniej, do tego przyznać nawet nie chce, że odrębną była, że swych własnych książąt miała.
Prawo jedno, pieniądz jeden, król jeden — a nasze swobody wielkopolskie, kujawskie, krakowskie, mazowieckie, wiele ich było, zmełli nam w pańskich żarnach na jedną mąkę, i będą nam teraz z niej dawali taką miarkę, jaką zechcą.
Każda ziemia naprzód o sobie pamiętać powinna, każde rycerstwo z sobą się silno w kupę związać. Gdy pułki takie staną, wojsko z niego urośnie, a dziś co jest? tłum niesforny i zbieranina!
Większa część słuchaczów, jakby rozumną tę radę znalazła bardzo, poczęła żywe dawać przyzwolenia znaki.
— Rozumnie mówi! — szemrali jedni. — W sedno trafił! — dodawali drudzy. — Ten głowę ma! Jego słuchać!
— Ja moich Wielkopolan — ciągnął dalej mówca, uśmiechając się, rad sobie — około siebie ściskam, wiążę ich i gromadzę; królowi się kłaniam, ani mu wypowiadam wojny, ni posłuchu odmawiam. Milczę pokorny, ale w domu chcę panem być i będę, a gdy zastęp nasz silny urośnie,