Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a ci, co się byli już rozpierzchli, powoli ciekawie ku niemu się ściągali.
— Ksiądz po księżemu prawi, ale też słuszność ma — mówił Pszonka, rozglądając się dokoła i zbierając słuchaczów oczyma. — Albo to nie wstyd i hańba, że królowa siedzi wdową na Żarnowcu, a jemu coraz nowych niewiast sługi szukają... Mało im swoich, ściągają po wszystkich ziemiach węgierki, czeszki i niemki... Jak począł od poganki litewki, tak teraz coraz mu innego owocu trzeba... Co nadkąsi, to rzuci, a czeladź dojada!!
Zobaczycie, gdy się przebierze, jeszcze na żydówce gotów skończyć! Tego brakło, a i to będzie... bodajbym sromoty tej nie był prorokiem!
W śmiech obrócono wykrzyknik Pszonki.
— A, niechajby sobie smakował w czem chciał — odparł Janina — co nam do tego, to ks. Baryczki i spowiedników sprawa... Nam, byle rycerstwo i jego prawa szanował, choćby... wiedźmę wziął... nic do tego.
Toż gorzej, że nas ode dworu i od łask odpychają. Kilku ulubieńców swoich ma, ot takiego Kochana, co się nawet wojewodom nie kłania, a oni jemu nizko, takiego Dobka Bończę, który do góry głowę zadziera, jakby od innych był lepszy; zresztą kto przy nim? mieszczanin, półniemca, Wierzynek, żyd Lewko... kat ich zna!
— Lada chłop! lada rab! wykrzyknął, bełko-