Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czyńcie wy też samo u siebie. Z gadaniny nie urośnie nic, chyba kwas.
I kołpaka znowu poprawiwszy, z miną butną, Neorży się trochę skłoniwszy, szedł precz na innych nie patrząc.
Gdy się to w wielkiej izbie działo, z której goście powoli rozchodzić się zaczynali i rozjeżdżać, pilnując, aby gromadnie na ulicę się nie wysypywali i każdy w inną rozjeżdżając stronę; dotąd milczący człek, który się tu nie wiedzieć jak wcisnął, i nie odzywając ani mięszając do rozmowy, słuchał tylko nie bardzo nawijając na oczy, wyśliznął się też, opończą osłoniwszy ze dworu Neorży, pieszo pod płotami poczynając iść ku miastu i rynkowi.
Był już za drzwiami, gdy gospodarz, ciągle rozgrzany rozmową, który mało co na kogo zważał i prawie go nie postrzegł wprzódy, dopiero wychodzącego zobaczył lepiej, chcąc dognać, ale już było zapóźno.
Stał koło niego Jaksa, co się o córkę Neorży zawsze jeszcze starał i do niego chodził, choć wiadomo było, że na dworze królewskim służył i z królem trzymał. Nie obawiano się go, bo przyszłego teścia zdradzić nie mógł.
Tego porywczo spytał Neorża.
— Kto to taki?
Wskazał palcem za odchodzącym.
— Ja go nie znam — rzekł Jaksa.