Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wa! Bodzanta odgrażać się może, ależ — nie rzuci klątwy... nie!
— Baryczka sam się na to gotów ważyć, męczeństwa mu się gwałtem zachciało... a może też pewien, że bezkarnie mu ujdzie, i sławę sobie zyszcze, iż króla zmógł. To sprawa Baryczki...
Wierzynek przerwał mówiącemu lekkiem uderzeniem po rękach...
— Nie przypuszczajcie, nie domyślajcie się takich złych rzeczy!... zawołał. Dość i bez nich król ma na głowie, wszystko się to rozproszy i rozwieje...
— Niech mi się pana mojego tknąć waży — nie zważając na wyrazy uspokajające, rzekł Kochan, mocno zburzony — a ja mu to pożądane czy nie męczeństwo sprawię. Tylko może nie takie, jakiegoby pragnął, żeby o niem po całem świecie głoszono, po cichu klechę sprzątnąć każę, i przepadnie bez wieści... kamieniem w wodę!
Wierzynek powtórnie go po rękach uderzył.
— Milczcie, rzekł, nie do rzeczy prawicie. Postrachy groźne tylko sieją, aby więcej na królu wymogli. Wykupimy się im pieniędzmi, bo tych tylko pewnie chcą.
— Chyba nie znacie Baryczki — podchwycił Kochan. — Nie o pieniądze mu idzie! ale o to, aby duchownej władzy moc okazał, króla ustraszył i upokorzył. Król zaś, jak dobry jest, tak