Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 063.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powagi swojej i korony swej zazdrosny. Nie ustąpi on, nie cofnie się i klecha.
Tu, bębniąc palcami po stole, aż sprzęt na nim brzęczeć zaczął, Kochan zamilkł... twarz zła reszty dopowiadała.
Wierzynek zadumał się nieco, chociaż widocznie do serca tak bardzo nie brał tego, co się stało i co się zapowiadało. Zdało mu się, że rozdrażnionego człowieka najprędzej ułagodzi przyjęciem, i począł wołać na czeladź, aby wina korzeniem zaprawionego podano.
Ale Kochan prędko ręką wskazał, że pić go nie będzie.
— Żółcim się już napił — rzekł — mam dosyć.
— Król co na to? — zapytał gospodarz.
— Jak zawsze, spokojny na pozór — odparł Kochan. — Znacie go, niełatwo się porusza, a tem mniej poruszenie okaże, aby powagi swej nie nadwerężył w oczach ludzi. Ja tylko, co głębie duszy jego znam, wiem, co się w nim dzieje. Gdy się najwdzięczniej uśmiecha, pewnie naówczas najcięższe brzemię okrywa tem udanem weselem.
Poszedł w tej sprawie Suchywilk do Bodzanty, ale nie wskóra nic... Nie lubią go tam i boją się razem; Baryczka stoi na straży przy biskupie, aby mu zmięknąć nie dopuścił.
— Baryczka! Baryczka! — odezwał się Wie-