Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja króla lepiej znam, nikt go, tak jak ja, nie zna! zawołał Kochan obrażony — jemu nie przystało nic innego nad wzgardę, nasza powinność inna!! Ja wiem, co wiem.
Nie chcecie wy być z nami, obejdziemy się bez was.
Dobek kołpaczka na głowie poprawił, usta ściągnął.
— Właśniem chciał ci to powiedzieć, ażebyś się bezemnie obszedł — rzekł, ale dokończę dobrą radą; daj klesze żyć i nie porywaj się na niego...
Zdrów bywaj.
I Dobek z tą swą dumą spokojną, jaką mu dawała pięść i dusza silna, obejrzawszy się po izbie, zaświstał coś i wyszedł.
Zadorowie pozostawszy z Kochanem, zbliżyli się do niego. Tych on tak pewnym był, iż spełnią co każe i poleci, jak samego siebie. Gniew też jego podzielali...
Zaczęła się cicha we trzech narada, która dosyć długo trwała. To, co mściwi dworzanie zamierzali, nie było do wykonania zbyt łatwem, księdza napaść a choćby zarąbać, czy idącego z Wikarji na biskupstwo, czy powracającego nocą z jednym chłopcem i latarką, było łatwo, ale Kochan inaczej się go chciał pozbyć.
Uchwalono więc naprzód nie spieszyć z wykonaniem, aby zemsta doraźna nazbyt widoczną