Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 126.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

postrzegł taki wyraz dziecinnego przerażenia na chłopcu, i dodał, zbliżając się pospiesznie.
— Na rany pańskie! Co się stało?!
— Ks. Baryczki nie ma — nie powrócił.
— Nie powrócił!! — powtórzył kanonik — a gdzież był?
— U Franciszkanów ze mszą.
— A potem?
Janczyk płaczący poruszył ramionami — nie wiedział.
Zadumał się ks. Andrasz, lecz że nie zwykł był nic brać bardzo tragicznie — rzekł ustami przekręcając...
— Biskup pewnie mu robotę dał pilną, albo — ja tam nie wiem co. Już z północy być musi, kiedy go nie ma, to go nie będzie. Idź spać, o pacierzu nie zapominając, światło zagaś, drzwi pozamykaj... Jużci mu się nic stać nie mogło.
Tak chłopaka uspokoił ks. Andrasz, ale sam zadumał się głęboko. Trwało to tylko chwilę, póki natura i obyczaj góry nie wzięły. Spokojny i na wszystko zawsze zrezygnowany ks. Andrasz, powiedział sobie, iż złego nic nie było — a jutro wszystko wyjaśni.
Z tem począł krótką modlitwę i spać się położył.
Janczyk dopiero zasnął nadedniem. Ks. Baryczki ani od niego wieści i o świcie nie było.
Przebudziwszy,[1] się ks. Andrasz przypomniał

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; przecinek winien być po słowie się.