Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rady natychmiast tam jakiemiś nieodgadnionemi drogami przechodziły. Tak samo on miał sługi swe na dworze, i nazajutrz rano, gdy cały zastęp rycerstwa, dworzan, wozów, czeladzi, komorników, ciągnął jeszcze na pół uśpionemi ulicami Krakowa, kapelan przybył oznajmić ks. Bodzancie, iż Kaźmirz do Poznania wyjechał.
Dodawano, że Kochan, który się nawet nie schronił i od dworu nie został odepchnięty, jechał z królem razem... Było to jeszcze jedno wyzwanie, jeszcze jedno więcej lekceważenie. Gniew się wzmógł.
— Chciał sam tego! — zawołał biskup, podnosząc się z łoża, niech się spełni wola Boża i jego żądanie. Klątwa nieuniknioną jest. Zobaczymy, kto w Rzymie mocniejszym jest, król i ks. Arcybiskup, czy Pasterz krakowski...
Nazajutrz znowu tłumy ludu, zwabione rozpuszczoną wieścią zawczasu, że biskup króla kląć będzie za utopienie Baryczki, cisnęły się do kościoła, zalegały ulice i podwórza.
Z okazałością wielką, z krucyferem, z dostojnikami kapituły, poważny starzec wyjechał z dworca swego do katedry na Wawelu...
Kościół był przepełniony, lecz ani jeden z wyższych urzędników królestwa, ani jeden ze dworu Kaźmirza nie ukazał się w nim. Czeladź nawet, na zamku pozostała, schroniła się do swoich szop i komor. W dziedzińcach pusto było