Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 156.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Baśka postawiła dzban, rzuciła ręcznik, i ze złożonemi rękami zbliżyła się do ks. Pawła.
— A! mówcie! mówcie! — zawołała — Serce mi uderzyło. To palec Boży... Pokuta publiczna, chłosta dobrowolna... nędza i głód.[1] — nowy zakon... nowi apostołowie!!
Ks. Paweł się zmarszczył.
— Nowego zakonu być nie może, ani nowych apostołów potrzeba — zawołał kwaśno — całą prawdę i wszelką naukę przyniósł Chrystus... ale myśmy jej do serc nie wzięli ani cząstki, nie spełniamy z niej tylko to, co najlżejsze.
Przeor i ks. Ireneusz milczeniem to potwierdzali.
— Gdzież są? zkąd idą? będę szukać tych świętych pokutników! — zawołała gospodyni, żywo następując na ks. Pawła.
W tem Ireneusz się cichym głosem, prędko płynącemi z ust słowy, odezwał.
— Powoli — powoli! — Niechno kościół się w tem rozpatrzy i przekona, czy w tej pobożności nie tkwi herezja jaka.
Baśka stanęła zdumiona.
— Ojcze mój! — poczęła — a jakaż może być herezja, co grzesznego w pokucie? Im ona sroższa, tem Bogu milsza.
Ks. Ireneusz ręką przebierał po stoliku.
— Ciemno w tem, ciemno — rzekł — a póki się to nie zbada, nie rozpatrzy, ostrożnym trzeba

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek lub następny wyraz (nowy) dużą literą.