Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głosy przeciągłe, stłumione, których boleściwy wyraz przejmował skargą i płaczem. Lecz nie widać było nic jeszcze, nic, oprócz po nad głowami tłumów tych gwarnych, na wysokim drągu powiewającej krwawo czerwonej chorągwi. Nie miała ona kształtu rydwanu kościelnego, była to płachta, spłowiała już, na której tle trudno było rozpoznać znaków jakichś malowanych.
W dali za nią mniejsze szły kościelne chorągwie żałobne z trupiemi głowy i narzędziami męki Chrystusowej.
Zwolna musiał się posuwać pokutniczy ten orszak, gdyż nierychło tłum się rozdarł na dwoje i szeregami idący ukazali się biczownicy. Przodem postępował mężczyzna atletycznej postawy, obnażony do pasa, z głową i twarzą kapturem brunatnym okrytą.
Szedł wolnemi krokami i biczem, który w ręku trzymał, o czterech sznurach i żelaznych hakach, smagał się nielitościwie po plecach, już krwią zaschłą i świeżo rozlaną spływających.
Ta postać beztwarza, straszna, katowska, krocząca powoli i w takt pieśni chłoszcząca się nielitościwie, — była zjawiskiem tak przerażającem, iż ludzie bliżej stojący cofnęli się krzycząc, jakby się lękali, ażeby ich nie pochwyciła...
Tuż za tym wodzem szedł drugi mężczyzna, równie zakapturzony, obnażony do pasa, bosy, z biczem w ręku jednem, w drugiem niosący