Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 171.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jakimś, upojeniu i rozognieniu, które nikomu nie dawało trzymać wyznaczonego miejsca, — pchali się, wywijali, smagali wzajemnie, cisnęli, rozszarpywali... Niektóre z niewiast, obnażone zbyt i jakby umyślnie odarte z odzieży, chlubiły się równie krwią na plecach i młodemi kształty ciała.
Wśród pochodu z pieśnią do środka rynku działy się rzeczy niespodziane a gorszące. Idący na końcu szeregów chwytali ze straganów żywność, porywali co napadli, inni rykiem straszyli dzieci, inni za suknie ciągnęli stojących bliżej, chcąc ich zabrać z sobą.
Pierwszy tylko rząd idących zachowywał się z pewną powagą... reszta rozpasaną była i swawolną...
Zakapturzony wódz stanął wreszcie w rynku, około niego poczęły się ustawiać chorągwie... Człek, który zwitek trzymał w ręku, odrzucił kaptur zupełnie, i z pod niego ukazała się głowa ogolona, z oczyma wypukłemi, z twarzą żółtą, usty niepomiernie szerokiemi. Gdyby nie strój i nie miejsce, jakie zajmował, najłatwiej by go wziąść było można za jednego z tych wierszokletów weselnych lub trefnisiów do których był podobny. Zarazem jednak klechę przypominał i bakałarza.
Na policzkach koloru żółcią zaprawnego, dwie ceglaste plamy odbijały jak malowane.
Na dany znak podniósł on rękę do góry,