Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

naprzód kleryk jeden, chłopak młody, wybiegł z pomiędzy patrzących, szarpiąc na sobie odzież, jak szalony pognał do zakapturzonego i padł przed nim na kolana...
Ten, który kartę niósł, wnet począł suknię z niego zdzierać, która kawałami zwisła i podał mu własny bicz... Z wściekłością uderzył się nim kleryk po białych ramionach i krew trysnęła.
Na widok jej, ciżba dokoła odezwała się głuchym wykrzykiem.
Za tym razem pierwszym posypały się inne, plecy całe spłynęły krwią, a nowy pokutnik podniósłszy głowę do góry zwycięzko, z wyrazem ubłogosławienia na twarzy, z uśmiechem na ustach, pieśń nucić począł...
Widok ten był jakby hasłem i przykładem. Ze wszystkich stron wybiegali ludzie. Jednych rodzina powstrzymywała, inni sami wahali się niepewni, niektórzy stawali w pół drogi... lecz wielu dobiegło do miejsca, gdzie stał przewodnik, i biczować się zaczęło.
Baśka która drżąca patrzała na to i płakała, zrywała się kilka razy — naostatek jakby pchnięta siłą jakąś przeważną, skoczyła, w ręku niosąc gotowy bicz... a drugą obnażając się z sukni, która jak wór uszyta, rozerwana u szyi, opadła z niej.
Białe jej ramiona, na których widać było