Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 204.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy król z łowów powrócił, stawił się przed nim ze śmiałą twarzą i wesołem obliczem. Nie przyznawał się do pomocy danej zbiegłym więźniom, oznajmił tylko wprost Kaźmirzowi, iż proszącym o przytułek, dał go na zamku.
Król pochwalił to głowy poruszeniem.
Zaledwie się wieść o tem po mieście rozbiegła, gdy ją usłużni Biskupowi przynieśli. Można sobie wystawić, z jakim gniewem przyjął ją ks. Bodzanta. Pocieszał się tem tylko, iż nowy i ciężki zarzut przeciw królowi przesłać będzie mógł papieżowi, jako przeciw opiekunowi sekciarzy.
Pozostawało teraz Kochanowi pozbyć się tak tych gości niepotrzebnych, ażeby znowu w ręce biskupa nie wpadli i bezpiecznie się gdzieś schronić mogli.
Sam on nie widział ich jeszcze. Czarny wódz izbę miał w zamku przy czeladzi, a klecha Szlązak, bojąc się z nim siedzieć, gdzieindziej się wyprosił. Wszedłszy, zastał zbiega już odzianego w suknie, które mu na zamku dano, i kaptur na głowie, twarz zakrywający. Podobieństwo, jakie zdala go widząc, znalazł między nim a jakimś we wspomnieniach swych dawniej znanym człowiekiem, uderzyło go na widok tej postaci, chociaż rysów twarzy widzieć nie mógł.
Nieznajomy tak tu, jak wprzódy w więzieniu i na badaniu, zupełnie zdał się na los swój obojętnym...