Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 207.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jął króla, nie znając, w ten sposób, jak jego, Kochan pobiegł mu oznajmić przodem, iż król, pan miłosierny i dobroczynny, widzieć go chciał. Usłyszawszy to, poruszył się nieco pokutnik, lecz z miejsca nie powstał.
— Po co? rzekł — król mnie a jam jemu nie potrzebny, król mój teraz na niebiesiech, jego jednego znam... Ten, który był niegdyś moim, wymordował mi rodzinę, znieważył siostrę, zabił ojca, skazał na wygnanie ród mój...
Wstał mówiąc to, odsłonił kaptur, i Kochan z przerażeniem poznał w nim tego Amadeja, brata Klary, którego widok dawniej król za wróżbę nieszczęśliwą, za przypomnienie życia chwili najpełniejszej goryczy uważał.
Kochan przeraził się, chciał biedz natychmiast, aby Kaźmirzowi nie dopuścić z nim spotkania. W sieni już kroki słychać było. Drżący Kochan zastąpił drogę panu.
— Miłościwy — królu mój — wy tego człowieka widzieć nie możecie.
Wyraz twarzy ulubieńca, zamiast ustraszyć Kaźmirza, więcej jego ciekawość obudził. Zmarszczył się.
— Puszczaj mnie — zawołał groźno — puszczaj!
Kochan ukląkł przed nim.
— Nie puszczę was! rzekł, chwytając za suknię.
Wtem król wyrwał się z rąk jego i śmiałym