Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

krokiem postąpiwszy ku drzwiom, otworzył je... Czarny człek siedział zakapturzony, oparty na ręku, nie podniósł głowy...
Kaźmirz go po ramieniu uderzył.
— Wstań — mów, kto jesteś? chcę widzieć cię...
Westchnienie wyrwało się z ust siedzącemu, wyprostował się, ręką chudą i czarną odrzucił kaptur i stanął nie mówiąc nic — król poznawszy go, pobladł i na krok się cofnął.
— Tyś jest? zapytał zdumiony...
Chwila milczenia nastąpiła długo.
— Za jaki grzech pokutujesz? dodał po chwili.
Amadej wlepił oczy w niego.
— Za jaki? za twój może — królu — rzekł szydersko. Pokutą moją błagam Boga, aby krew naszą toczyć przestał, aby reszta rodu mojego wolną była od pomsty jego... aby nie wszyscy Amadejowie ćwiertowani i darci końmi, mizerny żywot kończyli... Pokutuję i za was, aby wam coście ostatnim z rodu naszego przytułek dali, zapłacił przebaczeniem miłosierdzie wasze...
Król słuchał milczący i poruszony...
— Odpokutowałeś już, rzekł głosem złamanym po krótkim przestanku... Wracaj...
— Dokąd? zapytał z szyderstwem Amadej. Tam, gdziebym wrócić chciał, na ojcowiznę moją, czekają mnie tylko: wspomnienie zbrodni, srom i groby... a tu? obcy kraj...