Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w wykwintne stroje, odznaczając się końmi, siądzeniami i rzędami.
Maciek nastręczał się ciągle na oczy królowi, nadbiegał gdziekolwiek go dostępnym postrzegł, spieszył tam, kędy mu się zdawało, że woli i życzeniu pańskiemu będzie mógł dogodzić.
Nie bardzo mu się z tem wiodło: król, choć nie okazywał mu wstrętu, nie dał też najmniejszej oznaki przychylności.
Spoglądał nań ciekawie zdala. Pierwszych tych dni, czasu igrzysk w szrankach, w których młoda królowa była przytomną — Maciek ubrany i zbrojny z wielką wykwintnością i blaskiem, widocznie szukał miejsca, aby się jej pokazać i zwrócić na siebie oczy...
Królowa też nie mogła go nie poznać i nie widzieć, lecz im mocniej się narzucał, tem uporczywiej zdawała unikać nawet pobieżnego nań spojrzenia. Drgała, ilekroć głos jego dał się słyszeć, odwracała głowę z trwogą i niepokojem.
Borkowicz wśród gości zamkowych był jednym z najruchawszych, przy stole jednym z najgłośniej wesołych i najlepiej udających wielkie uszczęśliwienie...
Dziwili mu się ci, co go w poufałém obejściu innym znali. Neorża, który tu też, otrzymawszy przebaczenie królewskie, dla oka ludzkiego się znajdował, spoglądał na Borkowicza, jakby oczom i uszom niedowierzał.