Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głosem zadławionym i drżącym — opamiętaj się człecze! Pocoś tu przyszedł, nieszczęście na mnie przynosząc z sobą?.. Jakie masz prawa?!.
— Jakie? hę? — odparł Maciek zuchwale, ja i wy zarówno wiecie! Alboście mnie z księżniczką tajemnych schadzek nie ułatwiali?
— Cicho... — krzyknęła stara, uszy sobie zatulając... Jakie schadzki! jakie! Ona nigdy z wami sam na sam i na jeden pacierz nie pozostała...
Oburzała się coraz więcej Konradowa...
— Mało ją kto po rękach całował jak i ty — zawołała — a co z tego za prawo komu rośnie?
Borkowicz uśmiechnął się, i naprzeciw lampki rękę podnosząc, błysnął starej przed oczyma pierścieniem.
— A to, co? — zapytał jej. — Niby nie znasz tej obrączki z oczkiem i nie wiesz czyja ona była, kto mnie ją dał i kiedy? Któż do tego pomagał? Słuchaj, stara, albo ty mi dalej służyć musisz, albo cię zgubię i wszystko wygadam. Maćka Borkowicza ludzie znają i zowią go — zuchwałym, bo jest zuchwały!! Ze mną żartów nie ma...
Stara oczy zakrywszy, płakać zaczęła.
— Darmo nie szlochaj — odezwał się Maciek — ja com raz sobie osnuł, tego nie odstąpię i nie porzucę... Królową ona jest — zgodziłem się na to — niechaj sobie nią będzie — ale ze mną zrywać nie może! Mam słowo...