Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyczekał chwilę, nie otrzymując odpowiedzi, tylko przeciągłe stękanie i jęki.
— Powiadam ci — powtórzył. — Król albo dziś, lub najdalej jutro się do Estery swojej wykradnie, chorym uczyniwszy. Królowa będzie sama. Wpuścić do niej mnie musisz...
Nic nie pomoże — dodał — ja się niedam odegnać. — Zlęknie się pewnie i ona, nie zechce może tak jak i ty — powiedz jej toż samo...
— A to z was dobry przyjaciel! — krzyknęła Konradowa — po to wymodliliście pierścień, aby nim straszyć?
— Na cóż by mi się inaczej zdał? — rozśmiał się bezwstydnie Maciek. — Albom to ja jak te niemcy lub francuzi, co lada kawałek wstążki noszą lata całe na piersi, dla miłości niewiasty!?
Rozśmiał się dziko...
— U mnie niewiasta niewiastą, choćby dziesięć razy królową była!! A nie zechce mnie znać...
Konradowa, gdy to mówił, oczy nań podniosła, zobaczyła twarz z wyrazem dzikim i rozpasanym, drgnęła ze strachu, i opamiętywając się powoli, rzekła zająkliwie:
— Idźcie ztąd... idźcie... Zrobię, co mogę. Królowej powiem... Niech na waszą głowę spadnie nieszczęście...
Zamruczała coś niewyraźnie.
— Mówcie z nią, a rychło — dodał Maciek śmiało i natarczywie. — Powiedzcie jej, com wam