Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szepnął do siedzącego przy sobie Spytka Ligęzy młody panicz z Melsztyna — trochę ma za posępne oblicze.
— Bo zmęczony — odparł Ligęza — a może i wesele to, narzucone mu, do którego ludzie zmusili, nie bardzo do smaku.
Melsztyński się rozśmiał.
— Co mówisz? — odparł — królowa jak kwiat świeżo rozwinięty, hoża, a nasz pan kobiety lubi, czemuby nie miał być rad, że mu ją dano?
Ligęza ramionami ruszył.
— A przypatrywaliście się dobrze królowej? zapytał. — Że hoża jest, nie przeczę, ale czegoś też smutna.
— Toć wiadomo — rzekł drugi — iż niewiasty nie okazują nigdy, jakby z małżeństwa rade były, bo się sromają... To u nich prawo i obyczaj...
— Przytem królowa Jadwiga — szepnął Ligęza — może sobie przypomina swe poprzedniczki, nie licząc Aldony...
Spojrzeli na się — lecz żaden z nich dłużej rozmowy tej prowadzić nie chciał, i byliby o czem innem rozpoczęli, gdyby do nich, wszędzie się wciskający, rubasznie rozochocony, nie przystąpił Maciek Borkowicz.
Zdawało się, że musiał coś zachwycić z tego co mówili, bo wtrącił, spoglądając na Ligęzę.
— Za wdowców za mąż iść i wdowcem się żenić — choćby królami byli.. nie dobra sprawa...