Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 041.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kręcił, gospodarzyć usiłował i starał zwracać na siebie wszystkich oczy.
Król tylko pomijał go, i nie dawał się niczem ze swej obojętności dla starosty wyprowadzić. Zły to był znak dla niego, lecz zuchwały człek wcale się nie zdawał czuć, iż zagrożonym był niełaską.
Nie odejmowało mu to pewności i śmiałości, z jaką występował.
Ku południowi już wszyscy byli u zastawionych stołów, a stara Konradowa w swej izbie, postękując, przechadzała się, gdy wcale niespodzianie, wypatrzywszy porę i rachując, iż ją samą zastanie — wpadł do niej znowu zuchwały Borkowicz.
W biały dzień przychodził, nie kryjąc się wcale z sobą.
Konradowa z początku osłupiała, lecz strach zaraz przemogła.
— Mówiliście z królową? — zagadnął wprost Borkowicz.
— Kiedy? jak? mówić miałam? — kwaśno odpowiedziała stara.
— Jak? kiedy? Przecie królowa w swojej komnacie nocowała, a wy byliście przy niej? — rzekł Borkowicz.
Kłamstwem zbyć się go nie było sposobu.
— Nie mówiłam z nią, bo mi na pierwsze słowo usta zamknęła i słuchać nie chciała... — za-