Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dno... On się nikogo nie boi, a wszystkim grozi, pies nie człek...
Z natężoną uwagą słuchała Jadwiga — a gdy stara dokończyła, zakryła sobie oczy chustką — płakała.
— Gołąbko ty moja, królowko ty moja! — przymilając się zaczęła Konradowa po cichu. — Ja cały dzień myślałam tylko nad tem, aż mi głowa pęka od bolu. Z tym człowiekiem inaczej nie można, tylko trzeba go ugłaskać. Dziki zwierz jest, gotow na wszystko...
Po krótkiem milczeniu dodała ciszej jeszcze.
— Pozwólcie, żeby do mojej izby przyszedł na oka mgnienie, przetworzywszy tylko drzwi, pokażecie mu się... zgromicie... Pójdzie potem precz.
Spojrzała na królową i szepnęła
— Albo mu dacie dobre słówko... Takich ludzi czasem można słówkiem ugłaskać. Ugłaskacie go... Obiecać można wszystko, albo to człek dotrzymać w sile, co przyrzecze?
Kiwnęła głową.
Królowa milczała i płakała. Nastąpiła cisza, przerywana łkaniem tylko.
Konradowa zwolna zdejmowała z królowej ubranie. Wiedziała już, nie odbierając odpowiedzi, że pani była na wpół złamaną i przekonaną.
Szeptała ciągle jedno, kręcąc się koło niej i słuchając, co z ust jej wyjdzie.