Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znak, starosta krokiem wolnym, parę razy jeszcze się zwracając i mrucząc coś — wyszedł.
W pierwszej izbie nie zatrzymał się nawet, kołpak na głowę nacisnął i — wyśliznął się po cichu.
Z czem i jak odchodził, z gniewem czy ułagodzony, nie mogła ani zgadnąć, ani dopytać stara, gdyż królowa rzuciła się z twarzą zakrytą na łoże swe i mówić nie chciała.
Zdawało się przecież ochmistrzyni, że wszystko być musiało skończone — oddychała swobodniej.
Borkowicz ani następnego dnia, ani później się już tu nie pokazał, chociaż stara wiedziała, że jeszcze był na zamku.
Nowy gość za to nazajutrz po bytności starosty przyszedł wieczorem. Był to Kochan, podkomorzy, który nic dnia tego do rozkazania, ani oznajmienia nie miał, lecz, jakby dla bliższego poznajomienia się przybywał.
Stara musiała go przyjąć z poszanowaniem, lecz drżąc ze strachu, gdyż czuła iż podglądać musiał, rozpytywać chciał. A kto był, i jak swemu panu służył — wiedziała.
Stawił się on bardzo przyjacielsko, przynosząc rady różne, nauczając starą obyczajów królewskich, rozpytując o młodą królowę, ostrzegając co czynić i jak postępować miała.
Niedowierzająca mu Konradowa, znajdowała się bardzo ostrożnie, milcząco.