Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i powinien był jechać do Krakowa — nie mógł. Prawa noga, którą miał niegdyś zranioną, jątrzyć się na nowo zaczęła, blizny pootwierały i leczyć się musiał. Okładano mu je i goić się zaczynały znowu, lecz na koń siąść było trudno, a na wozie jeździć nie lubił wojewoda, powiadając, że tylko babom z dziećmi to przystało, i siano niemi wozić godziło się.
Został więc w Poznaniu, a gdy powracać zaczęli ci, co na gody jeździli, przynoszono mu co dzień prawie opowiadania szczegółowe o tem, co się i jak działo.
Szczególniej ciekawym był Beńko, co tam porabiać będzie Maciek, który na przekorę mu jechał, i umyślnie starał się wszystkich oczy obrócić na siebie.
Zuchwalstwo to, gdy zdrada, jaką knuł, dla Beńka oczewistą się zdawała, oburzało go i podniecało. Sam brzydząc się fałszem, znieść tego nie mógł, iż siostrzan króla oszukiwać się starał.
Wiedział o jego dawnych z księżniczką Jadwigą, a teraźniejszą królową, stosunkach — więc i to budziło w nim niepokój, a podniecało ciekawość.
Jednym z pierwszych, którzy powrócili z długiego wesela był Wierzbięta, a z tym wojewoda dawną trzymał przyjaźń i był go pewnym. Wnet też posłał do niego z prośbą, aby kalekę — jak się wyrażał, nawiedził.