Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ulubieniec potwierdził głową.
— Ale od czegoż rozum? — rzekł, uśmiechając się. Człek możny, koło niego tałałajstwa różnego dosyć, zbóje wszyscy, jego nie wyjmując, ale dla Panoszy wszystko to lekkie, byle chciał, będzie wiedział jak go osaczyć i napędzić do jamy.
Panosza na to nie dał żadnego znaku, zmarszczył się trochę wojewoda.
— Gadaj bo — odezwał się — coż ty myślisz?..
Ruszył ramionami spytany — i nie rychło bąknął.
— Co trzeba... to trzeba, a sprawa...
Nie dokończywszy, głową począł rzucać i oczy w podłogę wlepił.
Nastąpiła chwila milczenia.
Panosza zdawał się szukać w sobie tego co mu czynić wypadało.
— Ojcze — rzekł po namyśle krótko, dajcie mi się rozwiedzieć. Hm?
— Idź, jedź, bierz kogo chcesz... odparł wojewoda, a powracaj mi prędko z językiem...
Posłyszawszy to sługa, pokłonił się, mruknął — pojmuję — i odszedł.
Wojewoda, zwierzywszy mu sprawę, trochę się uspokoił. Wieczorem, choć noga dolegała, dawszy ją sobie obwiązać, o kiju wyszedł do jadalni, bo mu się w komnacie ciasnej i bez ludzi nudziło.