Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

twarzy ulubieńca królewskiego, iż niełatwo mu się przyjdzie oczyszczać.
Wierzynek zdala go pozdrawiał, nie poczynając rozmowy, a choć przy nim był jeden z Rajców Krakowskich Keczer, nie zważając na świadka, Borkowicz natychmiast wprost o sobie mówić począł.
— Dziwicie się może, iż mnie tu widzicie, rzekł śmiało. Oczernili tu Borkowicza tak, iż tylko głowę pod topór nachylić.. Ha? Otóż ja ją tu przynoszę królowi pod stopy, niech czyni co chce...
Wierzynek słuchał i milczał.
— O co tam więcej mnie obwiniać będą, niedbam, a o zabójstwo Beńka sam się skarżę, tak jest! Zabiłem go, tak, bo mnie pokrzywdził, czyniąc przeciwko panu zdrajcą, bo się on na mnie odgrażał więzieniem i gardłem... Musiałem za potwarz pomsty szukać...
Keczer, nie chcąc słuchać, wysunął się, zostali sami z Wierzynkiem.
— Król bardzo na mnie zagniewany? Zapytał Borkowicz...
— W sprawie waszej jam z miłością jego nie mówił — odparł Wierzynek.
— Choćbyście nie mówili — dołożył Borkowicz — wy wiecie wszystko — boście króla najbliżsi. Jak myślicie, czy mi stać będą na gardło?
Mówił to z taką obojętnością, jakby się wcale