Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znosek! — rozśmiał się Neorża, ramionami ruszając i splunął.
Borkowicz z czerwonego stał się, usłyszawszy to, karmazynowym. Spojrzał pogardliwie na ociężałego starca.
— Jakom żyw, nigdy nie miałem myśli, której bym nie dokonał — rzekł. — Zobaczycie wy i ci, co mi zawierzyli, że mu Wielkopolskę wyrwę...
Podniósł pięść stuloną w górę.
— Może mu i co więcej jeszcze wezmę, o czem mówić nie chcę — dodał śmiejąc się. — Zobaczycie.
Neorża niedowierzająco głową trząsł, to Borkowicza rozjątrzyło. Nachylił mu się do ucha.
— Nim jego się stała, jam z teraźniejszą królową miłość miał... Przez nią panem tu będę...
I pierścień na palcu ukazał zdumionemu Neorzie, który zamilkł.
— Król zestarzał, łatwowiernym się stał, miękkim, żona nim władać będzie gdy zechce, a ja nauczę ją, jak... — mówił przechwalając się Borkowicz i niedopowiedziawszy co myślał, urwał nagle.
Rozstali się z Neorżą wkrótce, bo Maćkowi pilno było jeszcze w różne kąty zaglądać. Chciał tu mieć swych obrońców i przyjacioły — nie żałując na to, by ich ująć sobie.
Zmierzchało już dnia tego, gdy, sługi swe odprawiwszy do gospody, sam jeden, okrywszy