Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czne chłopię, zwane Chwałkiem, które Maciek zostawił w Krakowie, nie powracało. Chwałek nie był starszy nad lat dwadzieścia, ale jak ogień żwawy, przenikający, zręczny, a Borkowicz mu zwierzał często takie sprawy, na które niejeden stary by się nie ważył.
Codzień pytał o Chwałka, codzień się go spodziewano, nie przybywał. Piętnastego dnia wreszcie Chwałek nadbiegł. Koń mu w drodze zakulał. Ledwie z niego zsiadł, kazano mu iść do starosty.
Czekał nań we drzwiach Borkowicz.
— Coś przyniósł? — zapytał, wpatrując się w posłańca.
— Wróciłem z próżnemi rękami — odparł Chwałek. — Do baby mnie nie dopuszczono. Izby jej teraz straż pilnuje, wejść lada komu nie wolno.
— I dałeś się jak mucha odegnać? — wrzasnął Borkowicz.
— Za się! nie! — rzekł raźno chłopak, rozgniewany, że go o takie niedołęztwo posądzono. Było rozkazanie ze starą się rozmówić i odpowiedź przynieść, tom się o nią starać musiał.
Nie puścili mnie drzwiami, wdrapałem się do okna i pótym stukał, aż wyjrzeć musiała. Powiedziałem jej com zacz.. i tylem wskórał, że mnie natychmiast precz ze zamku wyżeniono... Wrótny mi zapowiedział, że się do wieży dostanę, jeśli tam jeszcze nos pokażę.