Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 132.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie łudzę się — żywo odpowiedział Kochan — głowę swą niosę, idąc ją wziąć temu warchołowi, lecz pan rzekł...
Zamyślił się nieco i dodał.
— Tak, życie mu wziąć — to nic — ale potrzeba go ukarać jak zasłużył i przykład dać na nim zdrajcom a zuchwalcom co się na majestat pana targać śmieją.
Muszę być okrutnym — będę nim.
— Nie nad miarę — rzekł zwolna ks. Suchywilk. Srogość kary każe się większej winy domyślać...
— Większą być nie mogła — żywo przerwał Kochan. Wiem więcej, niż królowi powiedziano... Zdradę knuje, pani naszej sromotę uczynić chciał a przechwalał się jej łaską... Małoż tego?
Ksiądz popatrzał nań z natężeniem i powagą.
— Ukarz, rzekł — a nie mścij się, zemsta dowodzi, że ciężko się czuł obrażonym. Majestat króla zbyt wysoko stoi, aby go jeden nikczemnik mógł dosięgnąć.
Rozumne te słowa, które Kochan milczeniem przyjął — nie uczyniły na nim wrażenia, jakie zrobić były powinny. Miał już zbyt silne postanowienie okazania się okrutnym.
Miłość dla króla, gniew pana, którego był świadkiem, czyniły go tak, jak osobiście dotkniętym.
Lecz nie dosyć było powiedzieć sobie: — ukarzę, pomszczę. — Kochan wiedział, że porywał się