Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przynieśli mu dosyć dobre wieści. Kasztelan na króla się gniewał i odgrażał, siła na zamku była nie wielka...
W najlepszej więc nadziei — ze skromnym pocztem, bo mu nigdzie nic nie groziło, jechał Maciek Borkowicz do Kalisza tak, jakby się wybrał na przejażdżkę. — Przyjmowano go wszędzie jako przyszłego pana, ugaszczając we dworach, wyjeżdżając przeciwko niemu i zapraszając w goście...
Rosło znaczenie i moc, a z niemi zuchwalstwo człowieka zaślepionego...
Pochlebcy go wbijali w dumę...
Ochoczo więc i wesoło tocząc się tak ku Kaliszowi, w którym zawczasu gospody sobie upatrzeć kazał, przybył Borkowicz do miasta naprzód i nimby na zamek się dostał, po podróży wypoczywał...



Drugi już dzień upływał od przybycia Maćka Borkowicza do Kalisza, a z gospody jeszcze nie wyruszył ani do zamku, ani na miasto...
Nie można było odgadnąć, czy mu się tu nie wiodło po myśli, czy jeszcze swych zabiegów nie rozpoczął, znajdował się tu wcale inaczej niż w Poznaniu, niż w podróży, jak gdyby to, co przedsiębrał, wielkich wymagało ostrożności.