Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 141.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

starego do mówienia wyciągał i słuchał — odjeżdżać nazad do gospody ani myślał.
Kiedy się to na zamku działo, a dwaj dworzanie, przybyli z Maćkiem, w podworcu pozostawszy, nie mając co czynić, chodzili po zamku, ciekawie się w nim rozpatrując — na mieście zaszło coś, co nagle położenie zupełnie zmienić miało.
Kochanowi Rawie zawsze i prawie we wszystkiem szczęście służyło — tak mu się też z trudnem tem ujęciem warchoła powiodło. Z Krakowa wyruszywszy, dniem i nocą pędził Kochan do Poznania. Nie dojechawszy tu dowiedział się przypadkiem o wyjeździe Maćka do Kalisza. Natychmiast za nim zawrócił.
Po drodze, śledząc siły przeciwnika — Kochan z wielką radością swą przekonał się, iż poczet, towarzyszący staroście, był mały, a w Kaliszu ludzi przy nim zostać miało niewielu.
Tu wprost ku gospodzie mu wskazanej dążąc, w rynku dopytał znowu Rawa, iż dziwnem losu zrządzeniem Borkowicz właśnie przed chwilą samotrzeć do zamku pojechał.
Szczęśliwszego wypadku ani mógł żądać, ni się spodziewać Rawa. Chociaż konie i ludzi miał pomęczonych, musiał natychmiast do zamku zawrócić. Drugi raz się tak złożyć nie mogło, by Maćka samotrzeć, i to w zawartem miejscu, chwycić.
Jak szalony popędził Kochan ku wrotom i na-