Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ofiarując za oprawcę. Miał ustne pozwolenie króla tak z nim postąpić, jako chciał.
Jego to sprawą było, iż Maćkowi do lochu wiązkę siana spuszczono jak bydlęciu i miarkę wody. Grusza sam siadł u drzwi jamy i czatował na jęki skazanego, napawając się niemi.
Zgroza przejmowała wszystkich, bo choć zbrodnie i winy były niezliczone i wielkie, kara się wydawała nieludzką.
W sile wieku, Borkowicz męczył się dłużej, niżeli sam wróg jego się spodziewał. Pił wodę, gryzł suche siano, być bardzo może, iż, gdy Grusza spał, ludzie przez litość chleb mu rzucali — dość, że tydzień i dwa upłynęły, a na dnie studni jęk, ryk i przekleństwa słychać było.
Grusza wołał czasami nań, Borkowicz mu urąganiem i obelgami odpowiadał — jedli się tak słowy, dopóki znużony Nałęcz drzwi nie spuścił i nie położył się na nich. Następnego dnia słuchał, zawsze spodziewając się, iż śmierć go od katowania tego uwolni; lecz Borkowicz żył i żył.
Głos jego tylko, z początku silny, słabnął, chrypł i stawał się coraz niewyraźniejszym.
Grusza, gdy czwartego tygodnia nie słyszał już nic tylko sapanie i mruczenie, spuszczał na sznurach pochodnię, aby zobaczyć, co się działo ze skazanym.
Stan jego był okropnym, lecz serca mściwego nie zmiękczył.