Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Opadła z niego przegniła i poszarpana odzież, ciało okryte było ranami, twarz straszliwie zmieniona. Z głodu pokąsał sobie ręce. Wstać już i ruszyć się nie mógł, leżał na barłogu zmoczonym wilgocią, ohydnie skalanym... dysząc ostatkiem życia, a o litość nie prosząc... Wiedział pewnie, iż Grusza jej mieć nie będzie.
Kto wie, jaka nadzieja może do ostatka mu męczarnie te osładzała?.. W piątym tygodniu Nałęcz, gdy pochodnię spuścić kazał na dno, ujrzał wroga swego tak jak martwym, z głową w słomę wciśniętą, nieporuszonym, ale dyszącym jeszcze.
Spuścił się sam po drabinie, chcąc przekonac[1], czy wiele w nim życia zostało jeszcze.
Gdy nad nim stanął Nałęcz i kopnął go nogą, znędzniały ten trup żywy, poruszył się, podniósł głowę zwolna, wlepił w niego oczy zaszłe już bielmem śmierci i wyjęknął:
— Księdza!
— Tobie? księdza? abyś piekła, które ci należy, uniknął? Giń marnie jakeś żył... giń bez pociechy i przebaczenia.
Grusza domawiał tych słów, gdy wpatrzywszy się w twarz Borkowicza, nagle strwożony, umilkł.
Mimo woli jego, mimo wiedzy litość schwyciła za serce...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przekonać.