Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kich padła. Przychodziło teraz na myśl, że kapelan w dzień świąteczny polowanie odradzał... Zapóźno było.
Jeszcześmy do zamku z królem, którego nieść trzeba było zwolna, nie nadążyli, gdy już oba lekarze naprzeciw nas wybiegłszy, stanęli przy panu.
Gdyby z nich jeden był tylko, możeby król już zdrów do tego czasu z łoża powstał.
Westchnął Rawa i wśród milczenia ciągnął dalej.
— Znacie ich obu... mistrza Henryka i pana Macieja. Oba uczeni i pana miłujący, ale z sobą jak pies z kotem. Dość, by jeden z nich powiedział, biało, aby drugi zaraz czarno zawołał.
Mistrz Henryk ma Macieja za nieuka, Maciej niemca za kuglarza. Jeden wierzy w mądrość z księgi, drugi trzyma, że u ludu tylko tajemnice tego, co zdrowiu pomocne, się przechowały. Mistrz Henryk przyprawia lekarstwa nieustannie, Maciej ziół szuka i naturze wiele zostawuje...
Nigdy się jeszcze na nic nie zgodzili... a dnia nie ma, żeby ząb za ząb nie kłócili się z sobą nawet o strawę, którą król żyje...
Ale mistrz Henryk w opatrywaniu ran bieglejszy jest, i Maciej nasz ustąpić musiał mu pierwszeństwa.
W ciągu tego opowiadania, przerywanego westchnieniami, Wierzynek i rajca słuchali z o-