Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cym — puszczajcie mnie do niego... Niech pożegnam pana mego!
Z ust Łoktka wyrwało się:
— Jarosz... Jarosz... pójdź tu! do mnie, stary.
Potoczył się powołany do łoża, cały drżąc z radości i dopadłszy do nóg króla, płacząc ściskać je począł.
— Król mój! pan mój! a mnie do ojca mego puszczać nie chcieli — wołał. — A myśmy razem dziećmi biegali, a jam z nim był i w bojach, i na tułactwie, i w Rzymie, i po jaskiniach, i na pobojowiskach, i na noclegach, i w niewoli, i wszędzie...
Królowi oczy drżały i pod osłoną poruszał rękami, których dobyć nie miał siły.
— Ty idziesz — mówił płaczliwie Jarosz, klęknąwszy u łoża — weźmijże mnie z sobą, życie już cięży. Za grzechy pokutę sprawiłem, oczy zagasły, ręce obezwładniały... Weźmij mnie z sobą, jakeś brał dawniej...
Z drugiej komnaty wybiegli wszyscy i ksiądz Wacław pierwszy chciał starego odciągnąć sługę, lecz król dał znak, Jarosz pozostał u nóg jego.
— Kiedy Tobie, panie mój, Bóg zesłał wyzwolenia godzinę, może i mnie w miłosierdziu swem zabierzesz z sobą. Jabym się u stóp twych położył, jako legałem po lasach, gdyśmy sami byli, biedni, głodni, a ścigani.