Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Głosy się podniosły potwierdzające. Kochan Rawa obojętnie na nich spoglądał.
— Mnie pana mojego żal — rzekł popędliwie — srogi żal! Skończyły się dla nas dni swobody i wesela. Z kolei zaprzężecie go do tego pługa, z którego jarzma ani się na godzinę wywyzwolić! Tak! teraz ani dnia, ani nocy, ani wytchnienia mieć nie będzie... We snach nawet troska zajrzy w oczy. Biedny pan mój! Korona śliczna, ale nie samą skroń, ciśnie ona całego człowieka, a zrzucić jej ani na chwilę nie można.
Wojna? — musi być żołnierzem, pokój? — gospodarzem mu być trzeba; nocą stróżem... Hej! hej! dola nasza!
Królem się będzie zwał, a w rzeczy niewolnikiem zostanie...
Jaśko z Melsztyna potwierdzał, głowę pochylając.
— Tak jest — rzekł — ale królestwo, kapłaństwo, królestwo, ojcostwo! Przez króle mówi Bóg, i żeby się stać godnym tego, wielkim a czystym trzeba być.
Kochan Rawa wąsa pokręcił i skrzywił się.
— No — dodał — i człowieczeństwa się wyrzec.
Mnie mojego pana żal!
Spojrzeli nań drudzy, nieodpowiadając.
Kochan posunął się z wolna ku drzwiom, które