Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ocknął się Dobek, spojrzał nań uśmiechając się z podełba i zawołał.
— Patrzajcie no tego Szwaba, jak mu mowa moja nie w smak! a ja ci, ty niemcze przeklęty, powtórzę raz jeszcze, żebyście sobie wszyscy szli z tąd do tego diabła, któregoś wspomniał, albo do twej ziemi nazad. Wy nam tu na naszych śmieciach śmierdzicie...
Niemiec warcząc, za rękojeść miecza pochwycił.
— Milcz, ty! jakiś! — krzyknął — milcz! Niemcy wam śmierdzą! a od nich, żaki musicie się uczyć wszystkiego! Cobyście bez nas mieli? cobyście mieli? Skórami byście się jeszcze odziewali!
Nie dając mu dokończyć, Dobek się porwał, ale z majestatyczną powagą, bez widocznego wybuchu gniewu.
— Na naszej ziemi się spasłeś, nasz chlèb jesz... milcz ty, przybłędo! — krzyknął rozkazująco.
— Nie zamkniesz mi gęby — zawołał Hans, burząc się — nie! nie! I nagle krok naprzód się posuwając, miecz obnażył.
Dobek stał, nie pomyślawszy nawet, dobyć żelaza, wargi tylko zakąsił.
Hans się pienił z gniewu.
— Pójdźże precz ztąd, ty szwabie, pókiś cały! — odezwał się, usiłując spokój utrzymać — ruszaj! bo źle będzie!