Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kami konwulsyjnie chwytając okrycia, które kobiety co chwila poprawiać musiały.
Blade jej oblicze było jeszcze tak szlachetnie pięknem jak dawniej, lecz cierpienie nadawało mu wyraz litość obudzający.
Jeden z duchownych dworskich siedział u łotża[1] odmawiając modlitwy, może oczekując na chwilę, w której umysł chorej odzyskałby przytomność.
W cichości zbliżył się Kaźmirz, idący za Bianką, aż do łoża samego. Chora, jakby uczuła przytomność jego, otwarła oczy szeroko, z ust dobył się słaby głos i gwałtownie odwróciła się na drugą łoża stronę.
Kaźmirz zbladł.
Stali tak, oczekując jakiejś oznaki pocieszającej. Bianka rozpytywała kobiety, które za całą odpowiedź płakały...
Wkrótce potem stłumiony głos chorej dał się słyszeć. — Wołała jak zdyszana, przerywanemi wyrazy:
— Nie chcę — nie chcę — zdejmcie mi pierścień — dary odnieście... Tu umrę, nie powiozą mnie... krew... krew...
Na królu czyniło to wrażenie tak silne, iż po chwili ustąpić musiał... Wyszedł stąd oślepły, ogłuszony, z oczyma zamglonemi, z sercem ściśniętem.
Nie mówiąc do nikogo, powlókł się zamknąć w swych izbach...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być łoża.