Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

odziewać zwykli, czysto bardzo i z przyboru widać było, że z łowów powracać musiał.
Zmęczony był, a że koń ledwie na nogę stąpał, zatrzymał się we wrotach, przypatrując chacie, jakby miarkował, czy też tu znajdzie przytułek chwilowy. Stary Wiaduch, Ciarach, parobek Wąż i Garuśnica obrócili się wszyscy ciekawie, mierząc oczyma podróżnego.
Twarz, choć pańska, podobała się Leksie, który, gdy kto w nim na wejrzenie wstręt obudzał, nie spieszył nigdy ku niemu.
— Hej! głodny jestem i zmęczony — odezwał się stojący za płotem — nie dalibyście mi spocząć i zjeść cokolwiek? Zapłacę dobrze...
Wiaduch przybliżył się pozdrawiając go, jak należało, lecz swoim obyczajem bez zbytniej uniżoności. A był jakoś wesołej myśli.
— I bez zapłaty — rzekł — człek przecie człeka głodnego od progu nie odpycha. Ale, miłościwy mój, wy, jak to z sukni widać i z twarzy ani w chacie dymnej odpoczywać, ani z glinianej misy drewnianą łyżką jeść nie zwykliście.
— Ho! — rozśmiał się dobrodusznie za płotem stojący. — Głód nie patrzy misy, a zmęczenie strzechy i posłania nie wybiera.
Wiaduch zwrócił się do starej Garuśnicy.
— No — babo — rzekł, abyś wstydu nie miała! jest co jeść dla takiego władyki?
O ile Wiaduch się ze swą zamożnością taił,