Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedzieć jakoś nie chciał kto był, Wiaduch dał mu pokój. Wiedział, że ziemianinem nie był, to mu starczyło.
— A wam jak się tu dzieje? — zapytał z kolei gość. Dużo ciężarów na sobie macie? Płacicie co Neorży? — To człek żądny grosza?
— Znacie go — miłościwy — rozśmiał się Wiaduch, ale, który z nich inny! Każdyby rad wziąć, czego sam nie zapracował! I nie dziw, potrzeba im dużo. A z czegoby te szaty mieli piękne, i woźniki, i stroje, i klejnoty, i dobre jadło i napitek zamorski?
Słuchał z ciekawością podróżny, który o chlebie nawet zapominać się zdawał. Usta mu się do uśmiechu składały.
— Jak was mianują? — zapytał.
— Mnie na chrzcie świętym nazwano Leksą, a ludziska niepoczciwe ochrzcili Wiaduchem...
Ruszył ramionami — Wiaduch! Niech będzie i Wiaduch!
— Gospodarka dobrze idzie? — badał dalej gość.
— A no — idzie i kuleje — różnie bywa — mówił poufale kmieć. Pracować trzeba, bo człowiek i na siebie i na dzieci, na grad, na burzę, na złodzieja musi zarobić, na pana Neorżę i na księdza... Wszyscy żyją z nas...
— Tak ci jest — mój stary — odparł, wy-