Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

poruszyć? Niekiedy dzieciństwo go zajmie, a innego dnia, choćby mu... (tu się zakrztusił) choćby mu z chmur bóstwo zstąpiło, ziewaniem je powita.
— Przecież, panie stanowniczy, zdajesz się odgadywać myśl moją — przerwała pani Mniszchowa. Bóstwo! tak, bóstwa właśnie potrzeba... ale nie z chmur, nie z chmur.
— Tego tu jest dosyć — uśmiechnął się Szuszkowski.
— Wszystko to znane twarze, które nie robią na nim wrażenia, panie stanowniczy; jego biednego, tego naszego męczennika, bawi tylko nowe, tylko świeże, tylko...
Stanowniczy ręką się po brodzie pogładził.
— Już to pan starosta — szepnął cicho — Esterkę był wyszukał i pokazał, wcale nieszpetną, ale gadać nie umiała.
— A cóż to było, bo waćpan wszystko naturalnie najlepiej wiedzieć musisz, z tą pozawczorajszą przejażdżką i odpoczynkiem w tej chacie? — po cichu zagadnęła marszałkowa. Cuda prawią.
Szuszkowski jak gdyby mówić nie chciał, z nogi na nogę parę razy przestąpił i cmoknął.
— Mówże mi pan szczerze.
— Nie ma mówić o czem... to daremne zachody, niepotrzebne bałamuctwo.
— Ale mówią, ze król powrócił w takiem usposo-