Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ja wiem. Któż to zrobił, kto ukartował? Jestem niezmiernie rada, ale nie mniej zazdrośna, i chciałabym wiedzieć. Przyznaj się waćpan, panie Szuszkowski.
Stanowniczy krok się cofnął.
— Nie wypierałbym się, gdyby tak było — rzekł — lecz powtarzam, ja się do tego mięszać nie chcę, bo ludzi trochę znam i wiem, że z tego wyniknie tylko utrapienie i niepotrzebna gadanina. Daremna rzecz, tu u nas na dworze nic a nic się nie utai. Długie języki... najlepsi przyjaciele króla JM. zdradzają.
— Cóż to znowu tak strasznego — przebąknęła marszałkowa — więc choćby i gadano, to cóż? Czyż znękanemu rządami, panowaniem, dźwigającemu na ramionach cały ciężar losów kraju, nie byłoby wolno się rozerwać? I o kogoż idzie? o prostą kozaczkę! Toć śmieszne.
Pani Mniszchowa poczęła chodzić po pokoju. Szuszkowski milczał i machinalnie rękawy sukni gładził, wyciągał i poprawiał.
— Więc któż królowi wskazał chatę, powiedział o Bondarywnie? — spytała marszałkowa. Jak waćpan sądzisz?
— Nic nie wiem — rzekł Szuszkowski — na uczciwość nie wiem.
— Ale się choć domyślasz?
— Ani to nawet — dodał stanowniczy. Możnaż odgadnąć, kto się N. Panu chciał przypodobać? Od