Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 030.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Starosta wszedł do gabinetu krokiem człowieka, który jest pewnym, że zostanie dobrze przyjęty, wykłuwając zęby maleńkim sztylecikiem ze słoniowej kości, dobytym właśnie z kamizelki.
Pan starosta mielnicki był człowiekiem w sile wieku, bardzo pięknej postawy, budowy olbrzymiej niemal, twarzy przystojnej, ale wszystko w nim wydawało hulakę. Chód, wejrzenie, mowa, ruchy, postawa zaniedbana, miały w sobie coś żołniersko-rubasznego. Umiał być dworakiem w potrzebie, choć natura stworzyła go raczej na myśliwca, siłacza i wesołego kuma. Nawet przy królu, z którym był na bardzo poufałej stopie, nie umiał się zmusić do przyzwoitego zachowania. Słów nie cedził, przymilać się bardzo nie lubił, chyba do kobiet. Nie obawiał się ani ludzi ani niedźwiedzi, i z obojgiem szedł chętnie w zapasy. Walka i wesoła biesiada były dlań najupodobańsze, a w dodatku gra namiętna. Otwarty do zbytku, cyniczny często, starosta mielnicki miał wszystkie wady i cnoty charakterów tego rodzaju. Rzucał pieniądzmi i uczuciami, nie wahał się życia stawić; po swojemu honor rozumiał, płaszczyć się nie potrafił, lecz nie pojmował oporu w ludziach przeciwko sobie. Był mocno przekonanym, że świat dla niego został stworzonym, z naiwnym używał go egoizmem, pewien, że miał prawo do tego.
Król go kochał, słabym był dlań, a że starosta