Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakoś jesienią drugiego roku, Sydor znikł nagle, na gospodarstwie zostawiwszy Krywonogę.
Dopytywali ciekawi w szynku parobka, co się z nim stało, ale ten i po pijanemu nawet nic powiedzieć nie umiał.
Piszou ta i hodi — odpowiadał ciągle — czort jeho znaje.
Pod niebytność Sydora tak się jednak Krywonoga pilnował, że się ani razu nie spił, co się w innych czasach trafiało, a około chaty wartował jak koło kolebki dziecięcia. Wygadał się z tem, że z Sydorem nie było żartu i że się go lękał.
W kilka tygodni zjawił się napowrót sam gospodarz, wozem niby czumackim, naładowanym, na którym młoda kobieta siedziała. Przywiózł sobie żonę. Zkąd? nikt nie wiedział.
Kobieta była młoda, piękna, dorodnego wzrostu, śmiała jak on, zdrowa i silna, a znać z dostatniej chaty, bo siła z sobą kożuchów, świt, namitek, ręczników naniosła i kilka bodni było na wozie. Gdy pierwszy raz do cerkwi szła w bekieszy granatowej, czarnemi barankami krymskimi wskróś podbitej, w żółtych butach safianowych, w koralach aż po pas, zabiegali jej drogę ludzie, aby się na nią napatrzeć, ale ona ani spojrzała na kogo.
Poczęło się tedy w chacie na chutorze inne życie, wzięto dziewkę do pomocy, został Krywono-