Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wianki znosili, z igłą tylko i krosnami poznać się dali. Szczególniej szyć koszule i ręczniki lubiła, i po całych dniach siedziała z niemi w okienku, przyśpiewując. Żywa była, wesoła, ale dumna jak królewna i przystąpić do siebie nie bardzo dawała komu. Czasem do niej dziewczęta szły z miasteczka; rada się z niemi zabawiła, między niemi zawsze rej wodząc, inaczej nie rozumiała zabawy.
I tak to jak trzcina do góry wyrosło na cudowisko ludziom, a na mękę parobkom; wszyscy się w niej na zabój kochali. Więc gdy z matką do cerkwi szła, roje się za nią ciągnęły. Przystęp był trudny i do matki i do córki. Natałka nie zawsze nawet na dobre słowo odpowiedzieć chciała. Do tańca nie chodziły nigdy, ani do karczmy. Sydor też, chyba z musu, dla mohoryczu, do szynku wstąpił, bo miał wszystko w domu u siebie, czego dusza zapragnęła. Kołacza białego nigdy na stole nie brakło.
Pytano niejeden raz Sydora, co myśli z córką, gdy dorosła. Usta tylko wykrzywiał na to, niechętnie odpowiadając:
— Żeby tyle było kłopotu! — mruczał. Nie pilno nam ani jej, a nielada pryjmaka do chaty wezmę. Warta Natałka choć bojara, ba i szlachcica, bo i w bodni niejeden się tam czerwoniec dla niej znajdzie, i chutor coś wart, a najwięcej ona sama.