Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ojcowie parobków najbogatsi, przymilali się do Sydora; pozbywał się wszystkich.
— Będzie na to czas; nie pilno.
Tymczasem Natałka rozkwitała jak polny mak, świeża i hoża.
Mało kto ją znał, żeby o niej coś powiedzieć mógł, jaką była, a no lice mówiło krasne, oczy czarne, usta dumnie uśmiechnięte, pańska postawa, śmiałość kozacza, że tam lada komu się porwać nie godziło. Zbywała często śmiechem, częściej milczeniem. Od niejednego odwróciła się plecami, nawet nań nie spojrzawszy. Buta była ojcowska i matczyna, bo i stara dobrała się do Sydora, a nie bardzo z nią było łatwo się dogadać a rozmówić.
Tą dumą narobili sobie nieprzyjaciół i powstało gadania wiele. Nikt o Sydorze więcej nie wiedział nad to, na co patrzano od czasu, jak na chutorze osiadł; poczęli zmyślać nań niestworzone rzeczy. Zazdrość w powietrzu chwyta byle co i buduje misternie, jak pająk, który ze swych wnętrzności nić zdradliwą wyciąga. Poczęły tedy dziwne wieści chodzić o Sydorze, a że ludzie łatwowierni są i lada co pochwyciwszy, urabiają potem z tego dziwolągi, całą historyę Sydora stworzono ze złości ku niemu za tę dumę, którą się od ludzi oddzielał. Powiadano sobie do ucha, że nietylko w Siczy był i sotnika tam urząd piastował, lecz że z innem tałałajstwem koza-