Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzi, rzekłbyś, węchem, nie patrząc na nich, rozróżniał, do jednych się garnąc, od drugich stroniąc uparcie.
Z krywonogim, takim mrukiem jak i on, zawiązała się przyjaźń wielka. Spali razem na jednym barłogu, a krywonoga w zimno świtę ze siebie zdjąwszy, nią go otulał. Rozmawiali z sobą w osobliwszy sposób, na co Sydor i Sydorowa nieraz z ciekawością się z za węgła wpatrywali. Maksym nic nie gadał, krywonoga też, a mimoto rozumieli się i bawili, jak nie można lepiej. Patrzali sobie w oczy, kiwali głowami, krywonoga gładził chłopca, chłopiec się przytulał, rękami machali, powieki mrużyli, czasem który coś niewyraźnie mruknął i tak im w niedziele całe schodziły godziny. Zdala od siebie, gdy któremu z nich coś było potrzeba, dosyć było huknąć i rękę podnieść, drugi już wiedział co robić. Krywonoga kradł owoce na targu dla Maksymka, a Maksymek raz, gdy w szynku chłopi napadli parobka, na ratunek przybiegłszy, nie mając siły stanąć w obronie piastuna, ogromnego draba, co go dusił, pokąsał.
Wyrósł Maksymek, niepodobny do innych parobków. W dzieciństwie cherlawy, jak począł potem się dźwigać od ziemi, w oczach zdaje się rósł i rozrastał. Twarz mu się pogięta wyprostowała i wypełniła i zrobił się piękny, ale w oczach mu zostało