Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wszedł Szydłowski, po nich Natałka, wzrokiem tylko zmierzywszy zasępionego ojca.
Gdy się to działo w pierwszych drzwiach, od alkierza drugie zatarasowywano.
W szczupłej izdebce skryła się, nie chcąc tu być znalezioną, marszałkowa z towarzyszami; szelest jej sukni atłasowej słychać jeszcze było, gdy król wchodził, ale nie doszedł on uszu jego.
Dziewczę fartuszkiem ścierało ławę dla N. Pana, i gdy król miejsce zajął, stanęło przed nim, założywszy ręce, nie obawiając się wzroku, nie sromając tem, że ją ci dwaj panowie pożerali oczyma.
W kącie pod piecem niepostrzeżona stała Sydorowa w odwodzie i na straży.
Sydor, aby na niemiłych mu gości nie patrzeć, został w podwórzu, ręce w tył założywszy. I on teraz w step w dal, w niebo, zamyślony, patrzał, lecz tak zasępiony, tak gniewny widocznie, jakby ten honor odwiedzin królewskich stał mu za truciznę. Niekiedy dochodziły go głosy przez otwarte okno chaty, a ile razy Natałka się ozwała, strzęsał się cały z hamowanego próżno gniewu. To znowu zamknięte usta otwierały się na pół i szybko pomruczawszy niezrozumiałe słowa jakieś, zapierały.
W chacie scena była bardzo ożywiona. Król wyprostowany, jakby odmłodzony jakiemś uczuciem nowem, siedział na ławie, w jednej ręce trzymając