Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 077.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z daleka, ale to nie nasza rzecz pytać, zkąd? kiedy nam o tem nie mówi. My nie wiemy. Jam się tu rodziła i Dniepr kocham jak ojca.
— A! — uśmiechnął się król.
— I pewniebyś krasawico całe życie pragnęła zostać nad jego brzegami?
Dziewczę westchnęło.
— Albo to dola nasza — poczęła śmiało. My to wiemy z pieśni, że gdy wybije godzina, biorą nas od rodzonych, od ojca i matki, a niewolnica musi iść, gdzie ją nowy pan prowadzi.
Wymówiła to z pewną smutną egzaltacyą, tak że król mocno się zadumał.
Ou le sentiment va-t-il se nicher? — zapytał się w duchu sam siebie po francuzku, bo gdy myślał i mówił sam z sobą, innego języka nie używał.
Natałka spoglądała nań i uśmiechała się. Stary był oczarowanym, czuł, że mu tu długo nazbyt pozostać nie wypadało, a oderwać się nie mógł od tej czarodziejki. Ona tak ciekawie rozpatrywała się w królu, jak on w niej. W oko jej wpadła ręka pańska, jakby z kości słoniowej utoczona, i pytała się w duchu siebie, jak mężczyzna mógł mieć taką rękę niewieścią? Gdyby go znała lepiej, mogłaby była zapytać jeszcze, jak mąż mógł mieć takie serce kobiece?
Żaden szczegół stroju nie uszedł jej wejrzenia,