Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 078.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żaden pukiel ubielonej peruki. Rzekłbyś, że chciała odgadnąć myśl, co pod tem czołem białem w tej chwili się wiła.
Król był zakłopotany; drugą ręką oddawna szukał czegoś w kieszeni i nareszcie dobył sznur korali — już drugi — i położył go przed nią na stole.
Dziewczę popatrzało nań, ręką wzięło za te, które miało na szyi, potrzęsając niemi, jakby powiedzieć chciało: mam ich dosyć, jakby dawało zrozumieć, że się czegoś innego spodziewało.
— Nie zawadzi i ten drugi sznur na pamiątkę.
Sydorowa szeptała:
— W rękęż króla pocałuj i podziękuj.
— A pewnie, że dziękuję — odezwało się dziewczę z jakąś dumą — ale po co mnie te dary? ja tego nie potrzebuję. Wy jesteście królem, koło was się tam dużo takich zwija, co są na to łakomi, a Natałka Bondarywna ma tego dosyć, o, aż nadto! Do kogo się tu stroić, kiedy chyba Zabój i stary krywonogi mnie zobaczy.
Ruszyła ramionami.
Nagle myśl jej przyszła jakaś. Pobiegła do bodni zamkniętej, która stała w kącie, otworzyła ją pospiesznie, rzuciła pokrywę na ziemię i kożuch, co był na wierzchu, dobyła chustę zawiązaną i przy-