Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg zapłać za gościnę — rzekł — a jeślibyście czego od króla waszego żądali, powiedzcie, uczyni to chętnie.
Kozak jakby się lękał za nadto powiedzieć, głową tylko potrząsł i ust nie otworzył, a Poniatowski też nie czekając odpowiedzi, spojrzawsy na zegarek, który miał w guziku na rękawie, zawołał:
— Krisy z Warszawy nadejść musiały. Szydłowski pospieszajmy.
Krok w krok za nimi idąc Sydor i naszczekujący pies, odprowadzili ich aż do wrot, które Kozak z taką siłą zatrzasnął, że się w kawałki rozleciały, ale nikt nie zważał na to.
Postał Bondar chwilę, patrząc na odchodzących i na podwórze powrócił.
W chacie z alkierza właśnie się dobywała po przydługiej niewoli pani Mniszchowa, otrząsając suknię pomiętą. Dwaj satellici jej opatrywali fraki i poprawiali fryzury.
Oprócz siostrzenicy królewskiej, nikt sceny z Bondarywną nie widział, nikt rozmowy nie słyszał.
Pod wrażeniem jej wybiegła z chaty marszałkowa, zarumieniona, ożywiona wielce. W przechodzie popatrzała z zajęciem na Natałkę, która w sobie cała, mało na nią zwracała uwagi i pospieszyła ku wrotom.
Sydor ani na nich nie spojrzał, padł zaraz na